Byłeś moją pierwszą miłością. Jeszcze z czasów przedszkola. Już wtedy oświadczyłeś mi się po raz pierwszy. W dzień kobiet, przynosząc dużą czekoladę i malutki bukiet frezji. Do dziś to moje ulubione kwiaty. Godzinami bawiliśmy się na wspólnym podwórku, odbijaliśmy piłkę do siatkówki, Twojej drugiej miłości, zaraz po mnie, przynajmniej tak kiedyś mówiłeś. W liceum nasza miłość okazała się szaleńcza i burzliwa. Byłeś moim pierwszym mężczyzną. Nasz pierwszy raz był strasznie nieporadny. To z Tobą byłam na Studniówce, Ty trzymałeś za mnie kciuki gdy pisałam maturę i dostawałam się na studia. Ja byłam zawsze blisko, gdy miałeś ważny mecz. Zawsze razem, zawsze nierozłączni.
Nie czułam się zdziwiona, gdy klękałeś przede mną i prosiłeś o rękę. Po raz drugi. Ty też nie byłeś zaskoczony, gdy bez wahania zgodziłam się byś wsunął na mój palec pierścionek zaręczynowy. Najpiękniejszy, zupełnie taki jak sobie wymarzyłam. Ale tego mogłam być pewna. W końcu nikt nie znał mnie tak dobrze jak Ty. Na nas ślub zaprosiliśmy wielu znajomych. Wirowaliśmy w rytm muzyki przez cała noc. Byliśmy szczęśliwi. Najszczęśliwsi.
Wspólne życie nie było dla nas nowością. W końcu już przed ślubem dzieliliśmy mieszkanie. Po ślubie jednak coś się między nami zmieniło. Na lepsze. Zacząłeś dosłownie i przenośni nosić mnie na rękach. Udowadniałeś na każdym kroku, że jestem dla Ciebie niemal całym światem. Każdy dzień rozpoczynałeś delikatnym pocałunkiem w moje usta po to, by kończyć go namiętnym seksem, który przeciągał się nam do późnych godzin nocnych. Gdy tylko znajdywaliśmy chwilę wolnego, uciekaliśmy za miasto do naszego małego domku w środku lasu, by nacieszyć się swoją obecnością.
Ile to trwało? Rok? Dwa? Może trzy? Nie pamiętam. Nasz Raj, który stworzyliśmy sobie z własnych ramion powoli zaczął znikać. A może raczej moje ramiona zrobiły się dla Ciebie zbyt ciasne. Może nie potrafiłeś już nosić mnie na rękach. Albo po prostu ja Ci się nie dawałam. Jedno jest pewne. Nasz wspólny świat powoli przestawał istnieć. Mijaliśmy się. Nie zauważaliśmy. Albo raczej Ty mnie nie zauważałeś. Bo ja zawsze byłam gdzieś obok, czekając na smak Twoich ust.
Co się z nami stało? Dlaczego nie potrafiliśmy być tacy jak kiedyś? Dlaczego bardziej interesował nas nasz kredyt na piękny dom, nowe telefony, czy wspaniałe wakacje? Dlaczego zapomnieliśmy o sobie? Dlaczego Ty zapomniałeś o mnie? Dlaczego po raz kolejny kładziesz się do łóżka i odwracasz do mnie plecami, zamiast zamknąć szczelnie w swoich ramionach? Dlaczego nie złożysz na moich ustach pocałunku? Dlaczego już mnie nie kochasz…
Wiesz za czym tęsknię? Za Twoimi żartami. Za uśmiechem. Tak bardzo chciałabym, żebyś przytulił mnie jak za dawnych lat. Drażnił twardą brodą, przejeżdżając nią od linii żuchwy po obojczyk. Brakuje mi Twojej czułości. Iskierek w czekoladowych oczach, które gościły w nich jeszcze tak niedawno. Brakuje mi Twojego dotyku. Czułego szeptania do ucha. Brakuje mi Ciebie takiego jakim byłeś. Mojej największej miłości. Mojego spełnienia.
Dziś jest rocznica naszego ślubu. Piąta. Nie pamiętałeś… Dziś chyba bardziej niż zwykle brakuje mi smaku Twoich warg. Dziś bardziej niż zwykle chciałabym poczuć Twoją bliskość. Kiedy wieczorem kładziesz się do łóżka i odwracasz się do mnie po raz kolejny plecami, w moje serce wbija się tysiące sztyletów. W oczach pojawiają się mi łzy, jednak zaciskam zęby na wargach, aż czuję metaliczny posmak krwi, byleby nie rozkleić się do końca. Chęć poczucia Twojej bliskości jest dziś tak silna, że przełamuję się i wtulam się w Twoje plecy, wdychając Twój zapach. Zamiast mnie odtrącić odwracasz się i wpatrujesz w moje przepełnione bólem oczy. Przygarniasz mnie mocniej do siebie i zakładasz za ucho kosmyk moich włosów, który niesfornie plątał się po mojej twarzy.
- Spieprzyłem wszystko, prawda? – szepczesz owiewając mnie swoim oddechem. – Wiem, że spieprzyłem, ale sam nie potrafię tego naprawić. Pomożesz mi?
Delikatnie kiwam Ci głową i pozwalam przyciągnąć swoje usta do Twoich. Chcę Ci pomóc to wszystko naprawić. Chcę znów poczuć, że należymy do siebie. Chcę wierzyć, że nasz świat ma granice w naszych sercach. Chcę czuć, że mnie kochasz, Grzesiu.
***
Witam Kochane!
Wiem, mam straszne zaległości u Was, u siebie też, ale obiecuję wszystko nadrobić.
Buziaki :*** i Wesołych Świąt dla Was wszystkich :*
Dobre, że w końcu zdecydowali się zawalczyć o siebie, bo przecież taka miłość jak ich nie mogła się skończyć przez zwykłą obojętność i zapomnienie, że o miłość trzeba dbać na każdym etapie związku.
OdpowiedzUsuńMiłość to jednak bardzo kruche uczucie i na każdym kroku należy o nie dbać, chuchać na nie i dmuchać. Grzeegorz chyba o tym zapomniał, ale ona też niepotzrebnie unosiła się dumą i nie próbowała wcześniej naprawić tej relacji. Jeśli już dojdzie do takiej sytuacji niestety ktoś musi wyjść z inicjatywą i jest to zwykle kobieta.
OdpowiedzUsuńTego sie właśnie boję, że nawet uczucie które twa latami i którego wydawać by się było nic nie może zachwiać kiedyś o tak sobie zacznie znikać, że rozmowy staną się rzadkie, czułości obowiązkiem a nie przyjemnością az w końcu czar pryśnie. Mam to doświadczenie że jestem w 6 letnim związku a przyjaźńmy się drugi raz tyle, znamy sie od podszewki a jednak wciąż odkrywamy się na nowo. O miłość choć się ją ma trzeba walczyć każdego dnia, dobrze że ona wyszła z inicjatywa, a on przyznał sie do tego że cos złego się dzieje, gorzej gdy ludzie udają że nic się nie dzieje a potem się rozstaja bez walki.
OdpowiedzUsuńGrzesiu *.* Opowiadanie to istne cudeńko ;3 a teraz tak na poważnie to wiem co ona czuję, bo mam tak samo tyle, że w przyjaźni i bez happy end'u ;/ strasznie się boję, że kiedyś coś takiego mi się przytrafi, że nagle najukochańsza osoba zacznie być obojętna w stosunku do mnie, bądź ja zacznę ją ignorować...ale nad związkiem trzeba pracować i wkładać w to serce, uczucie i wiarę ;) czekam na więcej i szybciej ! ;* ~Nadzieja
OdpowiedzUsuńIch miłość tak silna, tak piękna tak trwała gdzieś się w pewnym momencie zagubiła. Tak niestety czasami bywa, ale mam nadzieje, że uda im się ją odnaleźć i naprawić wszystko, to co zepsuli.
OdpowiedzUsuń