Nigdy
nie lubiłam Walentynek. Tej kiczowatej czerwieni rzucającej się na mnie z
witryn sklepowych, tych tandetnych serduszek na każdym kroku, kolacyjek,
pluszaków. Nigdy nie lubiłam piosenek o miłości prześladujących mnie na każdym
kroku. Czekoladek, które miały wyrażać więcej niż słowa, perfum wyrażających
miłość, wina, które miało podkreślać wyjątkowość tego dnia. Nienawidziłam
ludzi, którzy próbowali ten jeden dzień w roku kochać się bardziej niż przez
364 z pozostałych. Nienawidziłam ich do dnia, w którym na moim służbowym
biurku nie wylądowała mała koperta z ozdobionym czerwonym serduszkiem sercem.
Nigdy nie
spodziewałam się, że to Ty możesz być jej autorem. Nie dlatego, że nie
wierzyłam w romantyczność Twojej natury. Wręcz przeciwnie. Zawsze widziałam w
Tobie cholernego romantyka. Jednak nie pasowała mi do Ciebie właśnie ta
walentynkowa otoczka. Ty byłeś bardziej szarmancki. Zresztą dziwnie jest
podejrzewać, że twórcą kartki z misiami jest najbardziej męski facet stąpający
po Ziemi. A jednak.
Już tego
samego wieczoru dałam uwieść się Twojemu urokowi. I tak po raz pierwszy w życiu
14 lutego siedziałam w jednej z rzeszowskich restauracji, otulona blaskiem
miliona świec i przytłoczona malutkimi serduszkami spadającymi na nas
serpentynami z sufitu. Nie wiem, co urzekło mnie w Tobie najbardziej. Ale
zawsze miałam słabość do dużych, męskich dłoni, a Twoje były najpiękniejsze.
Przez cały wieczór aż drżałam na samą myśl, że mogłyby sunąć po moim nagim
ciele, zahaczać o fakturę bielizny. Tak, mogłam oddać Ci się już wtedy, na
naszej pierwszej randce. Wiem, to byłoby żałosne. I chyba tylko ta myśl
pozwoliła mi wtedy zachować trzeźwość umysłu.
Mimo wszystko nie dałam sobie długo czekać
na dotyk Twojej dłoni. Zaledwie tydzień od naszej pierwszej kolacji pozwoliłam
przez całą noc obcować mojemu ciału z ich twardą fakturą. Stałeś się szybko
moim… Sama nie wiem, przecież nigdy nie staraliśmy się nazywać tego, co nas
łączy. Stałeś się powiernikiem i twórcą pięknych wspomnień setek nocy. Stałeś
się iluminatorem, który wzbudzał we mnie najcudowniejsze światło. Stałeś się
moim kochankiem, a jednocześnie największą miłością mojego życia. Stałeś się
całym światem, choć początkowo miałeś być jedynie alternatywą na samotność.
Później wyjechałeś. Musiałeś odejść z
klubu, a Twoja przyszłość na stałe związana była z mroźną Rosją. Z krajem, w
którym ja kompletnie nie potrafiłabym się odnaleźć, więc zostałam w Polsce.
Smutnym było, że nasza znajomość z namiętnej codzienności przerodziła się w
jedynie zdawkowe, urywane i przyspieszone bicia serc. Smutne, że nasze oddechy
łączyły się zaledwie kilka razy w miesiącu.
Wiem, że mnie kochasz. I z tą perspektywą
jest mi jeszcze ciężej żyć. Wiem, że mogłabym każdej nocy zasypiać w Twoich
ramionach, przed tym czuć dotyk Twoich dłoni na moich jędrnych piersiach.
Mogłabym co poranek pocierać swoim nosem o Twój zarośnięty policzek i być
witana przez jeden z najpiękniejszych uśmiechów. Mogłabym być tak jak kiedyś
Twoją codziennością, a nie jedynie weekendową narzeczoną. Mogłabym nie tęsknić.
Nie wdychać nikłych śladów Twoich perfum na poduszce obok. Mogłabym patrzeć w
Twoje niebieskie oczy i żyć tak wiecznie. Mogłabym…
Jednak siedzę w mieszaniu sama i z
tęsknotą spoglądam na kalendarz, w którym skreślam kolejne dni dzielące nas od
kolejnego spotkania. W ciszy nocy, przerywanej jedynie przez sporadyczne
odgłosy przejeżdżających za oknem aut, wszystko wydaje się być bardziej
intensywne. Tym bardziej widoczna staje się gęsia skórka, która przemierza
milimetry mojej skóry na samo wspomnienie Twoich dłoni. Usta chciałyby dotknąć
Twoich, poczuć ich stanowczość i intensywność. Każdy dzień sprawia, że pewne
wspomnienia stają się bardziej ostre, a niektóre niemalże wyblekają. tak bardzo
chciałabym byś był tu ze mną, Nikola...
Dziękuję, że jesteście :*
W końcu zaczęłam pisać, więc będę pojawiać się regularniej :*
Szanuje wszystkie partnerki siatkarzy, bo muszą przeżywać sporo rozłąk i rozczarowań. Nikola powinien wrócić po skończonym sezonie, bo to nie jest normalnie poświęcać ludzi których się kocha dla kariery. Kobieta samotna, traci siebie...,,Gdyby był, a nie bywał może byłaby czyjaś...'' Całuję i zapraszam na coś nowego do siebie ;* http://nadziejabywazludnymkompanem.blogspot.com/2014/02/ap-okazje-ktore-daje-ci-zycie-bo-moga.html ~Nadzieja
OdpowiedzUsuńPiękna historia, choć w moim mniemaniu bardzo smutna. Co znaczy rozłąka? Na ile może ktoś być pewny miłości skoro widzimy się tak rzadko? Szczerze mówiąc nie wyobrażam sobie takiej sytuacji i nie wierzę w miłość na odległość:(. Lepiej byłoby spakować manatki i ruszyć za ukochanym nawet do zimnej Rosji. Z drugiej strony jednak zostawić wszystko co się ma i miało i pójście w nieznane nie jest łatwe.
OdpowiedzUsuńŚwietna historia i jednocześnie bardzo smutna. Jakoś nie wierze w miłość na odległość, bo już to przerabiałam i po jakimś czasie próby wszystko się rozpadło, ale może tutaj będzie inaczej. Skoro Niko przyjeżdża do Rzeszowa specjalnie dla niej z mroźnej Rosji to coś przecież znaczy.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Dzuzeppe jak zwykle spóźniona, ale teraz chyba już zawsze tak będzie ;/
OdpowiedzUsuńNo ale ja lutowej tęsknoty ominąć nie mogłam, dlatego zawitałam dziś i czytam w dzień ostatni tegoż miesiąca :D
I kolejny raz mi się smutno dzisiejszego dnia zrobiła. Czytam tu o dwójce ludzi, którzy niewątpliwie się kochają, a lęk przed nowymi doświadczeniami pozbawia ich pełni szczęścia ;/ I ja z tego miejsca popieram poprzedniczki, że Ona powinna mimo wszystko spróbować nowego i pojechać do Nikoli. A dlaczego zapytasz pewnie? Bo miłość jest najważniejsza ;-)
Pozdrawiam :*
świetna historia.
OdpowiedzUsuńja też nie lubię tego kiczu 14 lutego i w pełni popieram bohaterkę.
jednak szkoda, że nigdzie w Polsce nie było miejsca dla Nikoli. rozłąka boli najbardziej :(