czwartek, 26 grudnia 2013

Grudzień

            Wigilia. Zapach choinki, dźwięk łamanego opłatka, sianko na stole nakrytym śnieżnobiałym obrusem. Puste miejsce oczekujące na niespodziewanego gościa.

            I mój wzrok. Przez te wszystkie lata utkwiony w frontowe drzwi. Nadzieja, której żar usilnie próbował przekonać  mnie samą, że kiedyś one się otworzą, w  nich staniesz Ty, uśmiechnięty, otrzepujący się z płatków śnieżnego puchu. Wszystko przez te trzy lata wygląda tak samo. Tylko Mikołaj jest nieco większy. I tak jak ja czeka na Twój powrót. Mimo upływu dni, doskonale pamiętam jak to się zaczęło…

            Nie wiem, co wpadło mi do tego pustego łba, ale zakup karpia w dniu Wigilii graniczył z cudem. Zamiast lepić uszka, stałam w kilometrowej kolejce po rybę, której nawet nie lubię. No, ale skoro tradycja tak każe, to za nic nie chciałam się jej sprzeniewierzać. Kolejka jak na złość ślamazarzyła się. Mróz przeraźliwie szczypał mnie w nos, a na domiar złego, gdy już doszłam do końca kolejki, okazało się, że jakiś dryblas przede mną kupił ostatniego karpia. Pamiętam jak wtedy krzyczałam, że przez takich jak Ty ludzie mają zmarnowane święta. Ty tylko śmiałeś się tubalnie, proponując, że możesz zaprosić mnie na wspólne świętowanie. Pamiętam, jak zła odbiegłam krzycząc, że wolałabym sprzątać gówna spod reniferów Mikołaja. Jakoś się tym zbytnio nie przejąłeś, tylko popędziłeś za mną i zaprosiłeś na gorącą czekoladę.

            Karp nie był już taki istotny, podśpiewując pod nosem biegałam pomiędzy barszczem z uszkami a kutią, cały czas uśmiechając się do SMSów przesyłanych przez Ciebie. I to były nasze ostatnie dni spędzone osobno. Później w Święta była ta nieszczęsna obiecana czekolada, której zawartość umieściłeś na mojej sukience, Sylwester, który miał być rekompensatą czekolady. I Twoje obietnice, że już nigdy nie będziesz musiał mnie już za nic przepraszać.

            Uwierzyłam. I na początku naprawdę tak było. Wspólne wieczory, obiady pomiędzy treningami, kino, spacery, muzyka. Miało być jak w bajce. I było. Po trzech miesiącach zamieszkaliśmy razem. Co poranek witałeś mnie śniadaniem do łóżka. Byłeś czuły, dowcipny, uroczy. Twój czuły dotyk, pieszczoty, pocałunki, były tym, o czym każda kobieta mogła by marzyć. Seks był najcudowniejszym w moim życiu.

            Po czterech miesiącach od naszego pierwszego spotkania, właśnie wtedy, gdy planowaliśmy pierwsze wspólne wakacje, okazało się, że spóźnia mi się okres. Robiłam test za testem, jednak każdy wskazywał dwie kreski. Nie mogłam uwierzyć. Bałam się Twojej reakcji, jednak Ty mnie zaskoczyłeś. Bardzo pozytywnie. Oszalałeś na punkcie maleństwa. Biegałeś po sklepach, kupując śpioszki, buciki i pieluchy. Kiedy okazało się, że będzie to synek, myślałam, że zwariujesz. Dbałeś o mnie, najchętniej położyłbyś mnie wtedy w łóżku i zabronił się ruszać. Najgorzej było jak wyjechałeś na zgrupowanie. Dzwoniłeś tysiąc razy dziennie, przypominałeś smsami o witaminach, śniadaniach i kolacjach.

            Kiedy mały przychodził na świat, nie pojechałeś na klubowy mecz narażając się trenerowi. Pozwalałeś mi wbijać paznokcie w swoje przedramie, przeklinać na siebie. Kiedy w końcu po dwudziestu godzinach położyli mi naszego synka na piersi, cudownie było czuć Twoje ramie, które nas przytuliło. Nasz synek przyszedł na świat 6 grudnia i był dla nas najwspanialszym prezentem, wiec daliśmy mu na imię Mikołaj.

            Po powrocie do domu nie było już tak kolorowo. Stałam się przewrażliwioną mamuśką, która wszystko robi najlepiej. Ty cały czas źle trzymałeś małego, nie tak go kołysałeś, nieprawidłowo kąpałeś. Nie czułam się dla Ciebie atrakcyjna. Swoje ciało oplatałam w luźne dresy i zbyt długie swetry. Kiedy karmiłam Mikiego piersią, prosiłam, żebyś nie patrzył. By być bliżej dziecka spałam na rozkładanym fotelu w jego pokoju. Zostawiłam Cię samego w naszym wielkim łóżku, a gdy tylko próbowałeś się do mnie zbliżyć, odtrącałam Cię.

            Nic dziwnego, że po kilku miesiącach zacząłeś znikać na całe dnie. Na początku byłam tak pochłonięta macierzyństwem, że nawet tego nie zauważyłam. Nawet wtedy, gdy po raz pierwszy nie wróciłeś na noc, nie zrobiło to na mnie wrażenia. Dopiero po pewnym czasie zaczęłam odczuwać Twój brak, tą dziwną pustkę i próbowałam na nowo wszystko posklejać.

            Przez te kilkanaście tygodni bardzo się od siebie oddaliliśmy. Irytowały Cię moje ubrania porozrzucane w sypialni, mnie to, że nie umiesz po sobie pozmywać. Ja miałam ochotę na makaron, Ty zamawiałeś pizzę. Nie potrafiliśmy się zrozumieć. Kłóciliśmy się, a gdy w końcu zapragnęłam Twojej bliskości, gdy już się przemogłam i zaakceptowałam swoje nieidealne ciało, Ty odwróciłeś się do mnie plecami. Kolejnej nocy to ja byłam sama w naszym wielkim łóżku, bo Ty nie wróciłeś.

            Płakałam. Płakałam z bezsilności. Zrozumiałam wiele rzeczy. Przede wszystkim to, ze bardzo Cię przez ten czas krzywdziłam odtrącając od siebie. Poczułam się dokładnie jak Ty przez te wszystkie miesiące. Serce mi pękało, bo wiedziałam, że tej nocy nie spędziłeś sam. Wróciłeś porankiem, żeby wziąć prysznic, a gdy pytałam o minioną noc nawet nie próbowałeś zaprzeczać, że byłeś z kimś. Poszedłeś na trening, a ja nie potrafiłam opanować łez. Wiedziałam, że straciłam Cię na zawsze i to na własne życzenie. Wiedziałam, że dalsze życie razem nie ma sensu, więc zaczekałam na Ciebie już ze spakowanymi walizkami. Na początku nie chciałeś słyszeć, że zabieram ze sobą Mikołajka, jednak później przyznałeś mi rację, że ze mną będzie mu lepiej. Obiecałam Ci przy tym, że będziesz mógł go widywać kiedy tylko będziesz chciał.

             Z niechęcią powróciłam do mieszkania rodziców. Nie było mi łatwo. W moim życiu pojawiła się pustka spowodowana brakiem Twojej osoby, której nawet dotąd nie zauważałam. Przeżywałam bezsenne noce. Na początku z tęsknoty, później dodatkowo nasz synek zaczął ząbkować. Tak bardzo go kochałeś, a jednocześnie tak rzadko odwiedzałeś. Nie było Cię, gdy wyrósł mu pierwszy ząb, nie widziałeś, gdy stawiał pierwsze kroki. To do mnie skierowane było jego pierwsze słowo. Powiedział ‘tata’. Kochał Cię. Kochał Cię tak mocno jak ja.

            Stałam się samotna. I bardzo zgorzkniała. Na portalach społecznościowych dodawałeś wpisy i zdjęcia mówiące o tym jak dobrze się bawisz. Najczęściej otoczony wianuszkiem kobiet. Byłam zazdrosna, tak cholernie zazdrosna. Tak bardzo cierpiałam i tak bardzo chciałam być na ich miejscu. Nie mogłam. Nie mogłam na własne życzenie. Tęskniłam z każdym dniem coraz bardziej. Za Twoimi pocałunkami, za pieszczotami, za Twoim uśmiechem. Serce dudniło mi w klatce piersiowej zawsze, gdy przychodziłeś po małego. Twój uśmiech łamał mi żebra. Niestety nie patrzyłeś na mnie jak kiedyś. W ogóle na mnie nie patrzyłeś.

            I tak trwa to po dziś dzień. Dzisiaj rozpoczynają się Święta. Ty masz kilka dni wolnego, jednak na pewno nie spędzisz ich ani z naszym synkiem, ani tym bardziej ze mną. Ja nadal tęsknię. Nadal potrzebuję Twoich silnych ramion. Nadal potrzebuję Twoich ust. Wciąż mam nadzieję, że tak jak kiedyś będziesz gładził moją twarz, że będziesz patrzył mi w oczy i mówił, że kochasz. Wciąż mam nadzieję, że powrócisz.

            Stoję otulona blaskiem choinki. Patrzę na pierwszą gwiazdkę, która właśnie pojawiła się za oknem. Wierzchem dłoni ocieram łzę, która samotnie spływa mi po policzku. W pośpiechu, tak by Mikołajek nie mógł jej zobaczyć.

            Gdy ktoś puka do drzwi, pędzę jak szalona, przepełniona nadzieją, ze zobaczę w nich Ciebie. Gdy wybiegam na korytarz i widzę naszego synka, który ginie w Twoich ramionach, w gardle pojawia się mi ogromna gula, która uniemożliwia wypowiedzenie choćby słowa, a po policzkach spływają mi łzy wzruszenia. Gdy łamiemy się opłatkiem przy wigilijnym stole, czuję, że ta magiczna moc opłatka złamała nasze twarde serca. Kiedy po kolacji wspólnie układamy Mikołajka do snu, a on prosi Cię byś został na noc nie protestujesz. Długo rozmawiamy, tak jak za dawnych czasów. Przy lampce wina w końcu mamy okazję sobie wszystko wyjaśnić. Opowiedzieć o naszych samotnościach, tęsknotach i tym bólu, który zadaliśmy sobie nawzajem. Dziś Gwiazdka, noc cudów. Pierwszy się już wydarzył, gdyż jesteś tu Ty. Może wydarzy się kolejny i zostaniesz tu na zawsze. Może już nigdy nie będę płakać z samotności. Może… W końcu Święta to czas cudów, prawda, Zbyszku?




***
Witam Was Kochane :*
Zapraszam Was na onepartówki, kilka siatkarskich opowiadań o tęsknocie ;) Będą pojawiać się niestety nieregularnie.
Życzę Wam z okazji Świąt samych cudów i spełnienia marzeń :***

Buziaki :***

7 komentarzy:

  1. Wszystkie kobiety po urodzeniu dziecka przechodzą chyba ciężkie chwile, bo wydaje im się, że przestają być atrakcyjne dla swoich mężczyzn. Zbyt mocno oddalają się od nich i ich zaniedbują wymiigując się od bliskości macierzyństwem. Coś takiego dla każdej powinno być przestrogą!
    Cieszę się, że w oststnich słowach jest nadzieja, że Zbyszek dał jednak szansę temu związkowi!

    OdpowiedzUsuń
  2. Kobieta po urodzeniu dziecka, przeważnie czuje się nie atrakcyjna dla swojego faceta, ale niestety mężczyźni tego nie potrafią zrozumieć. Może magia tych Świąt zdziała cuda i Zbyszek wróci do swojej rodziny ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Temat tęsknoty jest mi ostatnio cholernie bliski i kurcze bolało mnie tu serce tak jak bolało nasza bohaterkę. Czasami mam wrażenie że kobiety trzeba uświadomić że facet nie będzie walczył w nieskończoność, to nie bajka tu do upadłego nikt się nie poświeci kiedy przez "x" dni, tygodni a może miesięcy jest odtrącany. Zawsze kiedyś nastąpi moment i powie sobie stop. Zbyszek też tak zrobił, odszedł ale zawsze był blisko ze względu na Mikołaja i mam wrażenie ze tutaj ich syn może to jeszcze uratować, ale też oboje muszą się postarać inaczej nic z tego nie będzie

    OdpowiedzUsuń
  4. smutne. ale piękne. mam nadzieję, że kolejny cud się wydarzy... niecierpliwie czekam na kolejny onepart <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Kurcze... To była jakaś magia. Taka, jaką są Święta.
    I weź tu człowieku chciej nie wierzyć w miłość, jak takie historie się czyta, gdy ludzie mimo lat potrafią chyba dać sobie drugą szansę i pozwolić sobie na szczęście przy osobie, którą kochają. Mój feminizm chyba zaczyna ginąć. :P
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Wszytsko realne i prawdziwe, będę ! <3

    OdpowiedzUsuń
  7. ciekawe opowiadanie i szczerze to jakoś tak miałam przez cały czas wrażenie, że to będzie Bartek ;p sama nie wiem czemu ;) myślę, że będę tu wpadała :) Całuję ;* ~Nadzieja

    Ps. Zapraszam do siebie, również na onepartówki w głównej mierze ;) nadziejabywazludnymkompanem.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń